Atak na dziennikarzy prowadzących dziennikarskie śledztwo.

Atak na dziennikarzy prowadzących dziennikarskie śledztwo.

11 kwietnia 2022 Wyłączono przez administrator

Próba zablokowania publikacji.

***

Był niegdyś poznański czerwiec. Dziś jest poznański kwiecień.

Czas, kiedy prominentni profesorowie z Poznania usiłują zablokować niewygodne dla nich publikacje. A nawet je zniszczyć.

W piątek otrzymaliśmy niesłychane pismo. Wynika z niego, że fakty opisane w artykułach są działaniem nielegalnym i zniesławiającym.

Tak oczywiście nie jest. Szkopuł w tym, że to pismo dostaliśmy od dostawcy usług internetowych a nie od zainteresowanych, których nazwiska wymieniliśmy.

Wymieńmy je zatem ponownie. Chodzi o profesorów: Marka Figlerowicza (szefa Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu) oraz Jacka Błażewicza (z Politechniki Poznańskiej).

Co im się nie podoba? Już wyjaśniamy.

Im się nie podoba to, że napisaliśmy, iż przed nami uciekali, zamiast rozmawiać. I to uciekali w sensie dosłownym (co mamy udokumentowane i co widać na zdjęciu, którego obszerniejszy opis w dalszej części artykułu).

Należy teraz odpowiedzieć, dlaczego uciekali. Otóż dlatego, że pytaliśmy o projekt Genomicznej Mapy Polski, na co Unia Europejska dała ponad 60 mln zł.

Zapewne widzieliście wielokrotnie tabliczki: „sfinansowano ze środków UE”. To chyba jedyny projekt w całej Unii, którego twórcy nie chcą się nim pochwalić.

Bo też czy jest czym? Skoro zaangażowaną wyłonioną w przetargu spółkę, której siedzibą jest wirtualne biuro a prezesem słup, co sprawdziliśmy wizytując w jego mieszkaniu, rozmawiając z sąsiadami, znajomymi, a także innymi partnerami biznesowymi tej spółki.

Okazało się, że pan prezes nie potrafi się dobrze wysłowić po polsku. Zaś jego przelewy wykonuje członek rodziny.

I nic w tym nie byłoby dziwnego, jako że ten pan do przejścia na emeryturę pracował w cegielni jako operator sprzętu ciężkiego (chodzi o koparki, ładowarki itp).

Być może profesorowie mnie chcieli rozmawiać o tym, kto reprezentuje wspomnianego rekina biznesu w naukowym projekcie. Gdyż owegoż reprezentanta wymienialiśmy sygnalizując ten wątek w rozmowie.

A to też niebagatelna postać. Pełnomocnik pana prezesa jest osobą „wielokrotnie skazaną”, jak to ujął rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Olsztynie.

Co więcej ten były skazaniec jest wymieniany z imienia i nazwiska jako współpracownik profesorów Figlerowicza i Błażewicza w oficjalnym sprawozdaniu z działalności Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN. Gdy pokazaliśmy prof. Błażewiczowi dokumenty dotyczące tej kwestii, uciekł do domu nie chcąc z nami rozmawiać – na zdjęciu chowa się za drzwiami.

Jest rzeczą szczególną, że zamiast udzielać rzeczowych odpowiedzi, korzysta się z doświadczeń epoki sowieckiej, kiedy to w Polsce funkcjonował Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, czyli – mówić krótko – cenzura.

Komu się marzy cenzura w dzisiejszych czasach. Czyżby prof. Błażewiczowi, będącego członkiem Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego? To byłby dla nas szok.

Zwróciliśmy uwagę na coś jeszcze. Akademicki Klub Obywatelski im. Prezydenta Kaczyńskiego w swoich założeniach ideowych ma m. in.: „Dążenie do zapewnienia wysokiego poziomu edukacji i nauki polskiej”. Czy temu ma służyć współpraca z byłym operatorem sprzętu ciężkiego i powierzenie mu badań genetycznych? Bo jeśli chodzi o współpracę z byłym przestępcą to nawet o to nie pytamy.

Prof. Błażewicz 7 listopada 2012 r. podpisał się pod protestem przeciwko prześladowaniu redaktora Gmyza. Ale na pytania stawiane przez prasę nie raczy odpowiadać.

Z kolei prof. Figlerowicz w ubiegłym roku apelował do kolegów naukowców o to, by przestrzegali Kodeksu Etyki Pracownika Naukowego. Czyli wzywał m. in. do tego, żeby koledzy naukowcy nie wahali się zabierać głos w ważnych społecznie sprawach, które są w ich kompetencjach.

Ale gdy my się zjawiliśmy z pytaniami o Genomiczną Mapą Polski o tym swoim apelu najwyraźniej zapomniał.

Poniżej dwa artykuły, których zniszczenia domaga się autor pisma do dostawcy usług internetowych: „Uciekający profesorowie” z 5 kwietnia 2022 r. oraz „Konsekwencje współpracy z przestępcą” z 7 kwietnia 2022 r. Pod nimi film dokumentalny związany z tematem.

Mateusz Cieślak

***

Uciekający profesorowie

Na pytania o miliony złotych, które dostali z publicznych środków na bardzo ważny projekt – barykadowali się, chowali i dawali drapaka.

W tej sprawie kierujemy list otwarty do Polskiej Akademii Nauk.

Zespół dziennikarzy śledczych, w którym występuje również redakcja Katowice Dziś, na tropie grupy, która za kilkadziesiąt milionów złotych miała badać genomy Polaków. Projekt jest superważny, pozwoli opracować metody skutecznego leczenia na przykład nowotworów.

List otwarty do Zgromadzenia Ogólnego Polskiej Akademii Nauk:

Od ponad 70. lat Polska Akademia Nauk z mozołem buduje swój prestiż. Skupia najświatlejsze umysły i najwyższe autorytety.

To już legło w gruzach. Od kilkudziesięciu miesięcy przyglądamy się jednemu z najważniejszych projektów PAN. W jego efekcie ma powstać genomiczna mapa Polski.

Prestiż PAN upada. Profesorowie proszeni o wypowiedzi na temat tego projektu przed kamerą – uciekali wręcz przed dziennikarzami. Otóż żadna z osób związanych zawodowo z PAN a posiadających wiedzę na temat genomicznej mapy Polski, nie wyraziła zgody na udział w nagraniu.

Profesor Marek Figlerowicz, dyrektor Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu najpierw był chroniony ciałem kierownik swojego sekretariatu, która zastawiła drzwi, niczym Rejtan. Następnie sekretariat został zamknięty od wewnątrz na klucz.

Pracownicy Instytutu ze zdziwieniem szarpali się z klamką. Później, przed dziennikarzami proszącymi o minutę rozmowy, profesor Marek Figlerowicz uciekł drugimi drzwiami.

Owszem, proponował spotkanie, ale z blisko za dwa miesiące.

Może to nie prestiż PAN jest niski, a problem jest z tym projektem? Chcąc podzielić się szokującymi ustaleniami dotyczącymi szczegółów odwiedziliśmy profesora Jacka Błażewicza z Politechniki Poznańskiej.

Ten, gdy tylko usłyszał, że chcemy rozmawiać o przestępczej przeszłości jednej z kluczowych postaci tego projektu, gdy tylko zobaczył, że mamy w rękach fotokopie postanowień sądowych – uciekł do domu. Zatrzaskując drzwi postąpił dokładnie tak, jak stało się to w dyrekcji Instytutu Chemii Bioorganicznej.

Chcieliśmy szerzej o projekcie Genomicznej Mapy Polski, rozmawiać z partnerem biznesowym PAN. Prezes CB DNA Sp. z o.o. Jacek Wojciechowicz oprowadził nas po swoim laboratorium przy ulicy Ściegiennego w Poznaniu. Zrobił to gwałcąc zasady sanitarne, co sam z uśmiechem na twarzy zauważył.

W końcu odwiedziliśmy siedzibę firmy, której PAN powierzyła najbardziej istotną część projektu – bo to do niej trafiają próbki z materiałem genetycznym Polaków. Firma nie robi tego za darmo – wartość umowy wynosi około 64 mln zł.

Przekonaliśmy się. że firma ma tylko wirtualne biuro, nie ma strony internetowej ani adresu e-mail. Kontakt z nią jest nieomal niemożliwy.

Dlatego pojechaliśmy do prezesa tejże firmy. Ów 72-latek, pan Roman, żyje w mieszkaniu zakładowym starej cegielni pod Olsztynem. Król jest nagi. Może nie dosłownie, ale… dwukrotnie przywitał on nas w czarnych majtkach.

Nie wysławiał się w komunikatywny sposób, mając widoczny problem z formułowaniem na głos swoich myśli. Pojawia się pytanie o faktyczną możliwość prowadzeniu spółki prawa handlowego czy prowadzenia biznesu. Nie mówiąc już o takim, który w świetle dokumentów prowadzi – biznesu polegającego na wykonywaniu badań naukowych.

Jego zachowanie jednakowoż pod pewnymi względami przypominało zachowanie profesorów Figlerowicza i Błażewicza – uciekł od rozmowy z nami – zatrzaskując nam drzwi przed nosem w momencie, gdy padły słowa „geny” i „genetyka”.

Nie wydaje nam się możliwe, by pan Roman mógł uczestniczyć w jakichkolwiek spotkaniach dotyczących jakiegokolwiek projektu naukowego. Nie wierzymy, by był on w stanie wypełnić dokumenty przetargowe, tym bardziej, gdy chodzi o tak skomplikowaną materię, jaka towarzyszy staraniom o środki unijne.

Ustaliliśmy, że pan Roman tych umiejętności mieć nie musi. Jest bowiem pełnomocnik – jego syn. Pan Dariusz, bo o nim mowa, ma jednak pewien problem. I nie chodzi nawet o wyrok za spowodowanie śmierci dwóch osób w wyniku wypadku samochodowego, do którego doszło na skutek prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu, a w konsekwencji wieloletnie więzienie.

Ten człowiek ma obowiązujący zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, pełnienia funkcji reprezentanta, pełnomocnika w zakresie prowadzenia działalności gospodarczej osoby fizycznej a także prawnej. I mając ten zakaz składa podpisy w imieniu spółki, której prezesem jest jego ojciec.

Zaznaczyć tu trzeba, że prof. Figlerowicz zapewnia, iż nie zna pana Romana, ale kojarzy pana Dariusza. To ostatnie znajduje odzwierciedlenie w sprawozdaniu z działalności Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu, gdzie nazwisko pana Dariusza się przewija.

Być może tylko nam się wydaje, że sprawa ta jest tak poważna, iż zasługuje na to, by pochyliło się nad nią Zgromadzenie Ogólne Polskiej Akademii Nauk. Niemniej chodzi tu również o kilkadziesiąt milionów złotych publicznych środków. Oraz o dobrej imię przedstawicieli nauki polskiej.

Mateusz Cieślak

***

Konsekwencje współpracy z przestępcą.

Instytut Polskiej Akademii Nauk zabarykadowany.

Od spraw drobnych do poważnych. Tak konstruujemy obecny artykuł.

Drobiazg.

Pod koniec dnia pracy Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu wykonaliśmy telefon. Chodziło o to czy do dyrektora jednostki, prof. Marka Figlerowicza, dotarł e-mail, jaki wysłaliśmy dziś na adres [email protected].

Zdarza się przecież, że jakąś wiadomość można przeoczyć. Wpadnie do folderu ze spamem (choć wiadomościom wysyłanym z naszego adresu redakcyjnego to się nie przydarza) bądź zwyczajnie zostanie przeoczona.

E-mail zawierał jedno bardzo proste pytanie. Jaką drogę przebywały próbki z materiałem genetycznym Polaków od miejsca czy miejsc pobrania do miejsca, gdzie były badane?

Pytanie wręcz banalne. Droga próbek musi być przecież wcześniej ustalona i zatwierdzona.

Chodzi bądź co bądź o jeden z największych polskich skarbów. O wiedzę o kodach genetycznych Polaków.

Wiedza ta powinna być traktowana na równi (a może nawet jeszcze bardziej wyjątkowo) z wiedzą o naszych PESELACH, liniach papilarnych, nie mówiąc o innych danych wrażliwych, na przykład dotyczących zdrowia. To chyba oczywiste.

Telefon odebrała sekretarka. Zapytała czy ta rozmowa jest nagrywana (nie była).

Powiedziała, że nie wyraża zgody na nagrywanie jej głosu. Po czym rozłączyła się nie pozwalając na przedstawienie przyczyny połączenia.

Okazuje się więc, że barykadowanie Instytutu przed dziennikarzami nie ustało. Dotąd była to barykada polegająca na zamykaniu drzwi instytutowego sekretariatu na klucz. Teraz doszła do tego niemożność rozmowy telefonicznej – nawet o takiej sprawie jak to, czy doszedł e-mail.

Skandal.

Otrzymaliśmy pismo z Sądu Okręgowego w Olsztynie. Dotyczyło D. S., czyli osoby, której nazwisko wymieniane jest w sprawozdaniu z działalności Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu.

W piśmie tym znalazły się m. in. następujące zdania: „Oczywiście, D. S. nie jest człowiekiem o nieposzlakowanej opinii, zwłaszcza w kontekście wielokrotnej uprzedniej karalności. (…) W uzasadnieniu postanowienia z dnia 15 września 2021r. wymieniono liczne wyroki skazujące D. S. i wskazano , że skazania te nie odnoszą się do kwestii związanych z bezpieczeństwem w komunikacji”.

I to z tym człowiekiem Instytut Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu podjął współpracę przy tworzeniu „Genomicznej Mapy Polski”. Oczywiście, że prof. Figlerowicz mógł nie wiedzieć o przestępczej przeszłości D. S.

Jego obowiązkiem jednak było sprawdzenie przynajmniej tego czy podmiot, z którym podjęto współpracę przy tworzeniu genetycznej mapy społeczeństwa polskiego, ma jakiekolwiek obycie w realizacji projektów o charakterze naukowym.

Przeszłość D. S., w tym długi pobyt w więzieniu, każą w to wątpić. A przecież firma, w imieniu której ten pan występował, stała się beneficjentem wielomilionowej dotacji (ponad 65 mln zł) przyznanej przez Unię Europejską na wspomniany powyżej projekt.

Konsekwencje.

Konsekwencje współpracy z osobą o, co najmniej wątpliwej moralności (a którą wiele razy interesowała się Temida) są takie, że sprawą zainteresowali się dziennikarze. I zadają pytania.

A że pytania nie mogą być wygodne dla profesorów Figlerowicza oraz Błażewicza (ten drugi reprezentuje w projekcie Politechnikę Poznańską), toteż ci uchylają się od odpowiedzi. A nawet – i to w sensie dosłownym – uciekają.

To uchylanie się od udzielania odpowiedzi ma rozmaite formy. Nie odpowiedziano na szereg pytań skierowanych w formie pisemnej i w trybie dostępu do informacji publicznej.

Termin już minął. Odpowiedzi na najważniejsze kwestie nie ma, a szereg pozostałych jest nie do końca na temat.

To zachowanie każe zadać kolejne pytanie – zasadnicze. I nie jest to pytanie: Dlaczego? (Dlaczego profesorowie tak się zachowują?).

Zasadnicze pytanie brzmi: Jak? (Jak to możliwe, że w tego rodzaju projekcie znalazł się D. S.?).

A przypomnijmy, że chodzi o dane wrażliwe. Tak wrażliwe, że PESEL przy nich się chowa.

W tym artykule brakuje jednego elementu. Próby wytłumaczenia zachowania panów profesorów.

W jakimś bowiem stopniu czerpią oni z „dokonań” swojego partnera.

O czym będzie w kolejnym artykule.

***

Z TEMATEM ZWIĄZANY JEST FILM „geniusze dna”: