Nie budzić lekarza

2 lutego 2018 0 przez administrator

Lekarzowi na nocnym dyżurze nie chciało się porządnie przebadać pacjenta, więc ze złamanym kręgosłupem odesłał go do domu.

Pan Daniel, dorosły mężczyzna, nie ma szczęścia w życiu. Parę lat temu zachorował na nowotwór ? glejak mózgu. Na szczęście operacja się udała i pan Daniel praktycznie powrócił do zdrowia, nie licząc rzadko pojawiających się incydentów padaczkowych.

Pan Daniel mieszka wraz ze swoją, przeszło 90-letnią mamą, w bloku na jednym ze śląskich osiedli. Pewnego wieczoru zaniepokoiły go hałasy dobiegające z klatki schodowej. Okazało się, że grupa młodzieży zrobiła sobie na korytarzu imprezę. W związku z tym, że było już grubo po 22.00 a hałas był nie do zniesienia, pan Daniel wyszedł z mieszkania i próbował uciszyć balującą młodzież.

Niestety, zamiast się uspokoić, młodzi chłopcy zaatakowali pana Daniela, bijąc go, a gdy ten upadł, kopiąc go po całym ciele. Po czym uciekli. Do dziś nie wiadomo, kim byli napastnicy.

Pan Daniel nie mógł się podnieść, skarżąc się na przeszywający ból pleców. Sąsiedzi zadzwonili po pogotowie, które zawiozło pana Daniela na oddział ratunkowy najbliższego szpitala.

Tam pana Daniela spotkało kolejne nieszczęście w osobie dyżurującego lekarza. Lekarz ten, co prawda zrobił zdjęcie rentgenowskie klatki piersiowej, ale nie potrafił na zdjęciu tym zobaczyć, że pan Daniel ma złamany kręgosłup. Stwierdził natomiast, że pacjentowi nic nie jest i kazał mu udać się do domu.

Panu Danielowi odmówiono transportu karetką stwierdzając, że nie jest to taksówka.

Po powrocie do domu pan Daniel cały czas cierpiał na bardzo silne, praktycznie uniemożliwiające mu chodzenie, bóle kręgosłupa. W takim stanie wytrzymał około miesiąca, po czym ponownie udał się do szpitala. Tam stwierdzono, że pan Daniel ma zestarzałe złamanie kręgosłupa, które na tym etapie nie nadaje się do leczenia operacyjnego.

Pacjent zaczął tłumaczyć, że miesiąc wcześniej gościł w tym samym szpitalu i wówczas złamanie to nie zostało rozpoznane. W odpowiedzi usłyszał, że skoro cierpi na padaczkę to na pewno sam się gdzieś wywrócił i wtedy sobie złamał kręgosłup. I na pewno nie było to wtedy, kiedy doszło do pobicia, a następnie trafił do szpitala, przywieziony przez pogotowie.

Pan Daniel nie pogodził się z takimi sugestiami, jako że doskonale wiedział, kiedy zaczęły się jego kłopoty z kręgosłupem i że tego samego dnia była szansa na wdrożenie prawidłowego leczenia, gdyż trafił do szpitala. Szpital natomiast uparcie twierdził, że nie ma sobie nic do zarzucenia i z całą pewnością, kiedy pan Daniel po pobiciu był przyjmowany, w kręgosłupie nie było żadnych zmian pourazowych.

Co przy tym ciekawe, zdjęcie rentgenowskie z tamtego dnia, w tajemniczych okolicznościach zaginęło. Zdjęcie to odnalazło się dopiero po około dwóch latach, gdy zwrócił się o nie sąd. Na wcześniejsze prośby, tak pacjenta, jak i jego pełnomocnika, szpital nie reagował. Sprawa jest w toku. Zdjęcie zostało dołączone do materiału dowodowego i wysłane do biegłego, który ma ocenić czy pozwalało na ujawnienie złamania kręgosłupa.

Niezależnie od tego, co było na zdjęciu, obecne standardy wymagają użycia tomografu komputerowego, które to badanie jest dużo dokładniejsze, wyniki jego są bardziej jednoznaczne i dlatego jest powszechnie stosowane przy nagłych urazach, a w szczególności u pacjentów po pobiciu. Pacjenci tacy mogą mieć wiele urazów w różnych miejscach i nie wszystkie od razu objawiają się dolegliwościami bólowymi.

Przypomnieć w tym miejscu należy, że oddział, na który trafił pan Daniel, jak każdy oddział ratunkowy, ma stały dostęp do tomografu komputerowego. Nic nie stało na przeszkodzie, aby pana Daniela starannie przebadać i zaoszczędzić mu długotrwałych cierpień i późniejszych komplikacji. Jedyną przeszkodą była niesolidność i lenistwo lekarza dyżurnego.

Materiał powstał przy współpracy z zaprzyjaźnioną kancelarią prawną. Kontakt za pośrednictwem redakcji.

Fot. Pixabay.

***

Udostępnijcie, jeśli uznacie, że warto. I zalajkujcie naszą stronę – to nam pomoże w dotarciu do innych czytelników. Dziękujemy.