Katowice: Potworne wulgaryzmy, nagłośnione za pomocą sprzętu wzmacniającego, niosły się daleko. Sprawdziliśmy i ta relacja jest w stu procentach prawdziwa.

Katowice: Potworne wulgaryzmy, nagłośnione za pomocą sprzętu wzmacniającego, niosły się daleko. Sprawdziliśmy i ta relacja jest w stu procentach prawdziwa.

18 lipca 2020 Wyłączono przez administrator

***

Nasi czytelnicy wybrali się na romantyczny spacer po Dolinie Trzech Stawów. Przypadek sprawił, że w czwartek wieczorem my także tam byliśmy.

Wiemy więc, że ta relacja jest w stu procentach prawdziwa. Wstyd dla całego miasta.

Ania i Marek (oboje prosili, by nazwisk nie podawać) na miejsce randki wybrali okolice toru rolkarsko-rowerowego na Muchowcu. Przysiedli na jednej z ławeczek.

„O! K…!” – ktoś głośno wrzasnął. Wrzask był naprawdę głośny. Ania wzdrygnęła się przestraszona tą obelgą.

Ale za chwilę wielkim głosem ktoś ryknął: „Ty ch…!” Tym razem mogło to być skierowane pod adresem Marka.

Z romantycznego wieczoru nici. Ania i Marek opuścili Muchowiec. Odchodząc słyszeli jeszcze:

„Chcesz wpie…l?!”

Obelgi nie byly jednak skierowane do nich. To niósł się w dal dobrze nagłośniony występ sceniczny. Miał on „umilać” wieczór klientom knajpy działającej obok stawu Szlomiok.

„Artysta” (zasadne jest chyba użycie cudzysłowu) oparł swoje „żartobliwe” skecze właśnie na wielkiej dawce wulgaryzmów.

Słyszeliśmy całą litanię najgorszych przekleństw. Chętnie i często powtarzane były nie tylko k… i ch… „Artysta” wył i wrzeszczał o pier…niu, o tym, że ktoś dostał wpie…l. O tym, że ktoś inny zatrudnił debila.

Je…ć i je…ne także występowały w tym repertuarze. Żenujący ten występ niósł się naprawdę daleko.

Zapewne wielu osobom taki ohydny język, obrażający uszy i polszczyznę, nie przeszkadza. Nam owszem.

Każdemu może się wymknąć brzydkie słówko. To jest normalne i nie o to w tym wszystkim chodzi.

Jednak ten elementarny brak kultury kompromituje nie tylko tego, kto rozrywkowy występ oparł na rynsztokowym słownictwie. Kompromituje nie tylko tego, kto pozwolił na taki występ, zamówił go i opłacił.

To, że coś takiego w ogóle miało miejsce w Katowicach, to po po prostu wstyd dla całego miasta. Co inni sobie pomyślą o społeczności, która urządza sobie rozrywkę z wywrzaskiwania k…, ch… i je…?

Ktoś stwierdzi, że to była licentia poetica i ten akurat występ wymagał tego rodzaju ekspresji. Nie zgodzimy się.

Ówże „artysta” używał tych wulgaryzmów m.in. jako swoistych „przecinków”. W jego występie niewiele było humoru. A wulgaryzmów mnóstwo.

Mikrofon: fot. Pexels. Poniżej zdjęcie z czwartkowego „występu”. Czy może raczej wybryku.

***

Ogłoszenie – aby otworzyć kliknij w obrazek

***

Inne nasze informacje i artykuły: Katowice Dziś.
Regularnie tu zaglądaj – nie wszystko publikujemy na Fa