Omal nie zeszła na zawał

Omal nie zeszła na zawał

26 stycznia 2019 0 przez administrator

Niejedna firma chlubi się, że jej dewiza brzmi następująco: Nasz klient, nasz pan”. Tylko czy tak jest w istocie? Firma, z którą my wszyscy mamy do czynienia, zgotowała naszej czytelniczce serię – delikatnie mówiąc – stresów.

Przybywa klimatyzowanych biur obsługi klienta, w których cały sztab schludnie odzianych osób prześciga się w pytaniu: „W czym mogę pomóc?”. Jeszcze więcej osób „stara się pomóc” na infoliniach. Ile taka pomoc jest warta przekonała się pani Joanna na przykładzie Tauronu.

W kwietniu pani Joanna zadzwoniła, aby podać stan licznika. Ponieważ była w pociągu, miała czas, by długo słuchać muzyczki towarzyszącej oczekiwaniu na połączenie. W końcu ktoś się odezwał.

Pani Joanna podała dane, ale nie dosłyszała ile ma zapłacić, bo przeszkadzały jej jakieś trzaski. Kilka dni później przyszedł do niej rachunek prognozowany. Była to wysoka kwota. Pani Joanna zadzwoniła więc jeszcze raz, podając prawidłowy odczyt licznika. Pan z drugiej strony poinformował ją, że ma zapłacić 468 zł z groszami.

W czerwcu wszystko było zgodnie z procedurami ? pani Joanna podała odczyt, zapłaciła tyle, ile miała zapłacić i zaczęła myśleć o zasłużonym urlopie. Pod koniec lipca jednak zaczęły do niej spływać monity od Tauronu, który domagał się zaległych kilkuset zł za kwiecień. A zaległości nie było.

Nasza czytelniczka najpierw myślała, że to pomyłka Kiedy pismo przyszło po raz kolejny skojarzyła, że chodzi o różnicę pomiędzy prognozą Turonu a faktycznym zużyciem prądu podanym w rozmowie telefonicznej z konsultantem.
Doszła do wniosku, że w Tauronie przecież idioci nie pracują i sami zorientują się, że to pomyłka. Kiedy jednak pani Joanna zastała kolejne pismo, postanowiła się wybrać do biura obsługi klienta, tym bardziej, że pod koniec sierpnia wystawiono jej kolejny prognozowany (oczywiście zawyżony) rachunek.

Na początku września udała się do biura obsługi klienta, żeby wyjaśnić sprawę faktury kwietniowej i skorygować sierpniową. Okazało się że pan, z którym rozmawiała w kwietniu przez infolinię nie naniósł poprawki do systemu. Poprosiła więc o dwie korekty licznika – stanu kwietniowego. Napisała stosowne pismo.

Odzew był natychmiastowy, bo już nazajutrz, mimo że byłą sobota, zadzwoniła do niej pracownica Tauronu. Pani Joanna po raz kolejny opowiedziała o co chodzi i myślała, że to koniec problemów z tą firmą. Kiedy pod koniec października podała odczyt (tym razem przez Internet), omal zawału nie dostała, ponieważ kwota do zapłaty opiewała na ponad 1300 zł.

Zaczęła się zastanawiać, na co podczas ciepłych, bądź co bądź tygodni mogło pójść tyle prądu. Sprawdziła jeszcze raz i okazało się, że ktoś w Tauronie, zamiast poprawić stan z kwietnia i sierpnia, poszedł na skróty i stan z sierpnia poprawił po swojemu, więc jak pani Joanna podała prawidłowy stan licznika, pod koniec października różnica wyniosła ponad 2500 kWh.

Zadzwoniła więc na infolinię, ale niewiele to dało, bo pracownicy infolinii nie mają wglądu do historii. Poszła po raz kolejny do biura obsługi klienta i napisała odwołanie. Podała trzy ostatnie odczyty i wpłacone kwoty, i poprosiła o ponowne przeliczenie.

Po dwóch tygodniach otrzymała pismo, że na podstawie jej korekty z września ostatni stan licznika wyniósł tyle, ile wpisał nierzetelny pracownik, a więc w sumie zużyła 2500 kWh.

Pani Joanna zastanawia się, czy ktokolwiek przeczytał jej pismo, a jeśli tak, czy pracownicy Tauronu potrafią czytać ze zrozumieniem?

Od redakcji: Mamy nadzieję, że kogoś z kierownictwa spółki Tauron ta kwestia zainteresuje. W takim wypadku służymy fotokopiami rachunków i pism.

***
Inne informacje i artykuły: https://katowicedzis.pl/ 
Dla facebookowiczów utworzyliśmy grupę: https://www.facebook.com/groups/GrupaKatowiceDzis 
Jej członkom wyświetlają się wszystkie nasze facebookowe posty.
Jeśli uznasz, że warto, udostępnij tę publikację innym. Dziękujemy.