Ujawnił bardzo niewygodne fakty, więc trafił na ławę oskarżonych.

Ujawnił bardzo niewygodne fakty, więc trafił na ławę oskarżonych.

18 sierpnia 2024 Wyłączono przez administrator

W sądzie w Katowicach zakończył się właśnie proces, w którym na ławie oskarżonych zasiadł dziennikarz za to, że ujawnił bardzo niewygodne fakty.

***

Sprawa toczyła się w Sądzie Rejonowym Katowice-Wschód. Wyrok ogłosi sędzia Katarzyna Król.

Aktualizacja: Wyrok już został wydany. Więcej w naszym artykule: „Gorzka cena walki o zdrowie i życie ludzi”.

Sprawy być może by nie było, gdyby ów dziennikarz poczekał półtora roku na dzień, w którym Ministerstwo Zdrowia opublikowało raport z szokującymi ustaleniami. Ustalenia kontrolerów oraz dziennikarza są zbieżne – ale po co komu raport po półtora roku, gdy ze względu na charakter ustaleń reagować należało natychmiast?

Na ławie oskarżonych, przed dziennikarzem, podczas każdej z rozpraw piętrzyła się sterta dowodów. Stosy akt z dowodami piętrzyły się także przed sędzią Katarzyną Król. Prawie wszystkie – dostarczone przez dziennikarza.

2

Po drugiej stronie – na miejscu przeznaczonym dla oskarżyciela – adwokat. W sprawie tej nie ma prokuratora. Dziennikarza oskarża bowiem grupa bogatych biznesmenów.

Nie podobały im się jego artykuły, więc złożyli swój prywatny akt oskarżenia. Sędzia Katarzyna Król ma ocenić czy pisząc te artykuły dziennikarz popełnił przestępstwo.

Pisał o ludziach, którzy na pandemii zarobili ogromne pieniądze. W tym wypadku te ogromne pieniądze to blisko 190 milionów złotych.

3

Cofnijmy się do 2016 roku. Wtedy to bowiem Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało członków kierownictwa dużej grupy kapitałowej.

Zatrzymanych posadzono na ławie oskarżonych. Wśród zarzutów było wręczenie łapówki wysokość 500 000 zł wysokiemu przedstawicielowi Narodowego Funduszu Zdrowia.

W czasie pandemii, w 2020 roku, ludzie ci siedzieli już na ławie oskarżonych. W tym samym sądzie, w którym dziś sędzia Katarzyna Król ma osądzić dziennikarza – w Sądzie Rejonowym Katowice-Wschód.

4

Tamten wcześniejszy proces, proces biznesmenów oskarżonych o łapówkarstwo, już się zakończył. Najpierw w pierwszej instancji swój werdykt wydał Sąd Rejonowy Katowice-Wschód. Uznał przedstawione przez prokuraturę dowody za wystarczające, by jednego z biznesmenów skazać.

Od tego wyroku wniesiono apelację. Sąd drugiej instancji również był pewien, że do procederu łapówkarskiego doszło.

Wyrok jest już prawomocny.

5

To, że w 2020 roku biznesmeni ci zasiadali już na ławie oskarżonych, z bardzo poważnymi zarzutami, dotyczącymi korumpowania przedstawiciela NFZ, nie przeszkodziło temu właśnie NFZ podpisać umowy na ogromne kwoty, dotyczącej badania wymazów.

Człowiek, który dziś jest skazany prawomocnym wyrokiem za łapówkarstwo, aktywnie uczestniczył w procesie organizacji laboratorium covidowego. Dostawca aparatury diagnostycznej z nim się właśnie kontaktował.

6

W połowie 2020 roku na południu Polski działało już wiele laboratoriów Covid-19, które miały zgodę Ministerstwa Zdrowia na badanie tak zwanych wymazów. Wtedy to doszlusowało do nich kolejne laboratorium,

Właśnie to, z którym związany był biznesmen-łapówkarz. W ciągu czterech dni od złożenia wniosku otrzymało zgodę Ministerstwa Zdrowia na badanie wymazów.

Następnie lokalne władze poleciły szpitalom z woj. śląskiego, by te rozważyły przekierowanie próbek od swoich pacjentów – z laboratoriów, z którymi dotychczas współpracowały, do tego nowego podmiotu.

7

W niedługim czasie nowe laboratorium zaczęło badać większe ilości wymazów niż konkurencja. Na jego konto NFZ przelewał coraz to większe kwoty. Miesięcznie były to miliony złotych.

Nic więcej dziwnego, że dziennikarz (którego dziś sądzi sędzia Katarzyna Król) zainteresował się tym miejscem. Chciał wiedzieć czy laboratorium to potrafi prawidłowo badać próbki pacjentów.

Z dziennikarzem prezes laboratorium rozmawiać nie zechciał. Ale gdy pisał swoje artykuły, wówczas wynajęta przez biznesmenów firma prawnicza zasypała go z sprawami sądowymi.

Dziennikarz pisał o różnych laboratoriach covidowych. Taka sytuacja spotkała go jednak tylko ze strony tych właśnie biznesmenów, twierdzących, że ich oczernia.

8

Do różnych sądów trafiło kilka aktów oskarżenia. Prywatnych, bez udziału prokuratora, ponieważ polskie prawo daje taką możliwość.

Ażeby dziennikarzowi jeszcze mocniej wykazać, jaką bezdenną głupotą było z jego strony przyglądanie się temu laboratorium, do kolejnego sądu trafił pozew cywilny. Tak więc akty oskarżenia o popełnienie przestępstwa zniesławienia trafiły do sądów w Katowicach a pozew cywilny o to samo do Sądu Okręgowego w Gliwicach.

9

Dziennikarz może i był głupi, ale nie na tyle, by nie zdawać sobie sprawy, że ma do czynienia z bardzo bogatymi ludźmi. Tak bogatymi, że mogą zasypać go nie 5, nie 10, lecz nawet i 100-ma aktami oskarżenia.

Za każdy przecinek i za każdą kropkę. A wynajęci przez nich prawnicy będą całymi tygodniami analizować artykuły, by znaleźć w nich cokolwiek, do czego można się przyczepić.

Dlatego też dziennikarz starał się zgromadzić bardzo obszerną dokumentację. By przed sądem móc dowieść swej rzetelności.

10

Sędzia Łukasz Malinowski z Sądu Okręgowego w Gliwicach działanie dziennikarza zinterpretował jednak inaczej. W wyroku stwierdził, że dziennikarz pisał „donosy”.

Tak właśnie sędzia Łukasz Malinowski określił korespondencję, którą dziennikarz kierował do różnych instytucji i urzędów państwowych. To cytat dosłowny – „donosy”.

Za donosy uznano także zgłoszenia ojca Kamilka z Częstochowy, który alarmował, że matka jego synka z ojczymem mogą wyrządzać krzywdę dziecku. Po czasie okazało się, że ojciec (choć nie miał twardych dowodów) miał rację.

11

Ministerstwo Zdrowia przeprowadziło kontrolę wszystkich laboratoriów Covid-19 działających w województwie śląskim. Również i tego.

Jednak sędzia Łukasz Malinowski uznał dowód w postaci ustaleń kontroli za nieistotny w ocenie działania dziennikarza i dowód z wyników kontroli odrzucił.

12

Z ustaleń kontroli wynika, że dokumentacja laboratorium była fałszowana. Że pomylono próbki pacjentów. Że wymazy badano w sposób nie gwarantujący prawidłowych wyników.

Spośród wielu innych ustaleń kontroli wspomnijmy o tym, że w laboratorium tym dopuszczono do pracy przy badaniu wymazów nieuprawnione osoby.

Zauważono też, że brak było obowiązkowych pomiarów wilgotności powietrza i temperatury, co w laboratorium diagnostycznym, w którym koronawirusa bada się za pomocą technik PCR, czyli na poziomie genetycznym, było sprawą absolutnie kluczową.

13

O braku pomiarów temperatury i wilgotności powietrza dziennikarz rozmawiał z osobą, która znalazła się wewnątrz tego laboratorium.

Ta osoba pozwoliła dziennikarzowi na ujawnienie w sądzie jej imienia i nazwiska. Powiedziała, że gdy była wewnątrz, wówczas filtry oczyszczające powietrze nie działały.

Osoba ta oświadczyła, że do laboratorium wprowadził ją wspomniany na początku artykułu biznesmen, skazany prawomocnym wyrokiem za skorumpowanie wysokiego urzędnika NFZ.

Ten biznesmen swobodnie przemieszczał się pomiędzy strefą skażenia a strefą czystą. Dodajmy, że później zachorował na covid.

14

To, że nie działały filtry, jest wyjątkowo ważne, w zestawieniu z faktem, że brak było tam obowiązkowych w tego rodzaju laboratorium pomiarów wilgotności powietrza i temperatury.

Dziennikarz bowiem pytał o to wiceprezesa Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych. I wiceprezes powiedział, że w tej sytuacji nie da się wykluczyć, iż filtry były wyłączane.

Czyli braki w dokumentacji mogły nie być jedynie zaniedbaniem. Mogło chodzić o to, by zatuszować fakt, że filtry – tak ważne w miejsc, gdzie bada się materiał zakaźny – nie działały.

15

Laboratorium to kontrolowało więcej instytucji. Wszystkie kontrole stwierdziły nieprawidłowości, w tym takie, które zagrażały zdrowiu i życiu ludzi.

Ale nikt się tymi ustaleniami specjalnie nie przejmował. Do laboratorium płynęły próbki materiału biologicznego ludzi podejrzewanych o zakażenie koronawirusem albo tych, którzy leżeli w szpitalach i czekali na operacje.

NFZ przelewał miliony złotych. Przelał ich blisko 190 milionów.

Nic więc dziwnego, że krytyczne publikacje nie w smak były biznesmenom, którzy znaleźli żyłę złota. I nie w smak im było, że ktoś chce patrzeć im na ręce.

16

Osławiony artykuł 212 polskiego kodeksu karnego zakłada, że za zniesławienie można posłać kogoś nawet do więzienia. Czy również kogoś, kto działał w interesie publicznym, kto domagał się sprawdzenia czy badania, od których zależy ludzkie życie prowadzone są prawidłowo?

Ale w tym wypadku mamy do czynienia z jeszcze jedną praktyką. Z atakiem polegającym na zasypaniu dziennikarza z prawami sądowymi.

Tak by musiał już nie chciało pisać kolejnych krytycznych artykułów. I by ostrzec innych dziennikarzy, którzy być może chcieliby się biznesmenem przyglądać.

17

Ta praktyka ma już swoją nazwę. W skrócie nazywa się SLAPP, czyli uporczywe nękanie pozwami w celu zastraszenia.

W Unii Europejskiej jest ona potępiana. Parlament Europejski żąda od krajów członkowskich wprowadzenia przepisów, zakazujących stosowania SLAPP.

Ale Polska przepisów tych na razie nie wprowadziła. Tak więc procesy, które nigdy nie powinny się zacząć, gdyż dotyczą publikacji pisanych w oparciu o rzetelnie zebrany materiał i służących dobru publicznemu, trwają.

Jedynym, któremu grozi odpowiedzialność karna – w związku z działalnością zagrażającą zdrowiu i życiu bardzo wielu ludzi – jest ten, który tę działalność ujawnił a od instytucji państwowych domagał się chronienia zdrowia i życia ludzi. W tym wypadku – wielu tysięcy osób.

Apelacja od wyroku wydanego przez sędziego Malinowskiego trafiła do Sądu Apelacyjnego w Katowicach, który tamten wyrok przyklepał. Na niewiele się zdały stanowiska dwóch stowarzyszeń dziennikarskich oraz Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

***

Zapraszamy was na stronę iboma.media. Tylko ciekawe i ważne treści.

***

Ważny temat:

***

KOMENTARZE: TYLKO FACEBOOK.

Masz problem, widzisz problem, masz ważną informację? Daj nam znać:

[email protected] lub przez „Wyślij Wiadomość” na Facebooku Katowice Dziś.

***

Redaktor naczelny Katowice Dziś Mateusz Cieślak.

***

 

Fot. Pixabay