Bitwa o Śląsk

Bitwa o Śląsk

22 kwietnia 2023 Wyłączono przez administrator

Wreszcie się okazało, dlaczego „Dziennik Zachodni”, „Dziennik Łódzki”, „Głos Wielkopolski”, „Gazeta Wrocławska” i inne gazety koncernu Polska Press zostały przejęte przez kontrolowany przez działaczy PiS koncern paliwowy Orlen. Trwa wielka operacja odbijania przez PiS woj. śląskiego. Z wątkami pasującymi do filmu sensacyjnego.

Policja i prokuratura prowadzą postępowanie w sprawie zdarzenia, do którego doszło w niedzielę 16 kwietnia wieczorem w centrum Katowic.

Przypomnijmy, że kamery monitoringu zarejestrowały duży samochód osobowy, który zatrzymał się przed siedzibą Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów (GPW). Z auta wysiadł mężczyzna, który zaczął przelewać tam jakąś ciecz. Wyglądało to tak, jakby odmierzał jej poszczególne składniki i je mieszał.

Ta sytuacja zaniepokoiła GPW. Spółka dostarcza wodę pitną dla milionów mieszkańców województwa śląskiego. Ma zbiorniki wody pitnej w Goczałkowicach i w Kozłowej Górze, wiele stacji uzdatniania wody i wielką sieć wodociągów.

 

Strachy na Lachy?

 

Czy były to „strachy na Lachy”? Niech każdy sobie sam odpowie na to pytanie w sytuacji, gdy za naszą wschodnią granicą trwa wojna na pełną skalę. Gdy niszczona jest infrastruktura krytyczna Ukrainy. GPW należy do infrastruktury krytycznej. 

Łatwo można sobie wyobrazić co stałoby się, gdyby nagle w ujęciach wody pitnej GPW zaczęły się pojawiać bakterie Coli. Oto kilka przykładów.

W październiku 2022 roku TVN24 donosił: „Bakterię z grupy coli wykryto w wodociągu, który zaopatruje Lubliniec w województwie śląskim. Sanepid ostrzegał mieszkańców: woda z kranu nie nadaje się do spożycia przez ludzi, przygotowywania napojów i potraw, mycia owoców i warzyw, mycia naczyń kuchennych, mycia zębów”. Ta sytuacja trwała przez kilka dni.

W marcu tego roku TVP Bydgoszcz informowała: „W wodociągu publicznym Dobrcz została wykryta bakteria grupy coli. Woda w trzech sołectwach – Dobrcz, Nekla, Borówno (od Dobrcza do drogi ekspresowej S5) – nie nadaje się na razie do picia. Pod Gminny Ośrodek Kultury w Dobrczu podstawiono zbiornik z wodą pitną”.

Z kolei radio RDC w październiku 2022 r. przekazywało: „Woda w kranach sześciu tysięcy mieszkańców gminy Baboszewo w powiecie płońskim ciągle nie nadaje się do spożycia. W jednej z próbek pobranych ze skażonego wodociągu wciąż są bakterie Coli. Wodę pitną dostarczają mieszkańcom żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej”. Groźną bakterię wykryto 30 września a 17 października radio informowało, że woda ciągle się nie nadaje do picia.

 

Atak nastąpił w lutym

 

Jeszcze raz zadajmy sobie pytanie: czy w czasach podwyższonych zagrożeń, gdy alarm i ewakuację zarządza się na widok pozostawionej walizki, woj. śląskie pozostaje całkowicie bezpieczne? Tak nie jest, czego dowodzi atak hakerski na system biletowy Zarządu Transportu Metropolitalnego. Doszło do niego w nocy z 7 na 8 lutego tego roku. Atak zdezorganizował komunikację miejską w metropolii śląsko-zagłębiowskiej. Z pewnością też spowodował spore straty.

Czy GPW powinno więc zlekceważyć fakt, że ktoś coś przelewał i odmierzał w świetle kamer monitoringu przedsiębiorstwa? Czy władze spółki powinny odebrać to jako tajemniczy przekaz i jako demonstrację, którą można by rozmaicie interpretować? 

I tak to zostało odebrane. GPW dodatkowo zaniepokoił fakt, że mężczyzna przelewający ciecz i mieszający jej składniki, na dłoniach miał rękawiczki ochronne. Tak jakby ciecz ta mogła być szkodliwa dla skóry człowieka. 

Postawiono na nogi zakładowe służby ochrony. Wezwano policję, która zjawiła się na miejscu wtedy, gdy tajemniczego „przelewacza” już nie było. Zabezpieczono jednak resztki substancji, znajdujące się na bruku. Trwają jej badania.

 

Kto był tym „przelewaczem”?

 

Wkrótce po tym zdarzeniu do niżej podpisanego trafiła informacja, że tajemniczym „przelewaczem” mógł być Mateusz Zarembowicz, autor szeregu artykułów ukazujących się w „Dzienniku Zachodnim”, w których krytykował marszałka śląskiego Jakuba Chełstowskiego i jego otoczenie. Zaś samochód miał być tym, którym porusza się właśnie Zarembowicz. Mógł być, co nie znaczy, że był.

Źródło jest bardzo wiarygodne i niżej podpisany już nie raz z niego korzystał. Nie było powodu, by zlekceważyć informację, tym bardziej, że wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. 

O ile byłaby to prowokacja dziennikarska, mogła mieć ona na celu np. sprawdzenie czujności służb GPW w obecnej, kryzysowej rzeczywistości. Jeśli bowiem służby GPW zlekceważyłyby sytuację, można by je skrytykować (i słusznie). Jeśli by jej nie zlekceważyły to można by sprawdzić, czy zareagowały w sposób właściwy. 

Ewentualne nieprawidłowości w tym względzie obciążałyby marszałka, gdyż to jemu ta strategiczna spółka podlega. No i należy do infrastruktury krytycznej – co oznacza, że reakcja konieczna jest w każdym wypadku, który wydaje się odbiegać od normy. Tak jak ten.

 

Jawi się tło polityczne

 

Tu jawi się tło polityczne. Marszałek Chełstowski, wraz z kilkorgiem radnych przeszedł z obozu PiS w szeregi opozycji. PiS stracił większość w Sejmiku i władzę w woj. śląskim. 

Woj. śląskie to region o znaczeniu strategicznym. W przeszłości potwierdzała się prawidłowość, że kto wygrywa w woj. śląskim, ten wygrywa wybory w całej Polsce. Dlatego PiS za wszelką cenę chce usnąć Chełstowskiego ze stanowiska marszałka i odzyskać utracone wpływy. Co pewien czas w sejmiku śląskim podejmuje się próbę przegłosowania odwołania marszałka. Kolejna taka próba w poniedziałek. 

Działania te wspiera „Dziennik Zachodni”. Nikomu chyba nie trzeba przypominać, że gazeta ta, wraz z pozostałymi czasopismami koncernu Polska Prasa, została kupiona przez Orlen. To dziwne, że koncern paliwowy kupuje gazety codzienne, chyba że celem nie ma być zarabianie pieniędzy na sprzedaży prasy. Wtedy już taki zakup dziwić nie powinien. Na czele Orlenu stoi Daniel Obajtek, zaufany człowiek Jarosława Kaczyńskiego. 

Dopóki marszałek Chełstowski był po stronie PiS, „Dziennik Zachodni” pozytywnie pisał o jego działaniach. Narracja zmieniła się, gdy marszałek znalazł się w opozycji. W najważniejszym w woj. śląskim tytule prasowym ukazała się już cała seria artykułów dyskredytujących marszałka Chełstowskiego i jego otoczenie. W publikacjach tych fakty przemieszane są z plotkami i informacjami, których prawdziwości nie da się sprawdzić. Te ostatnie pochodzą nie wiadomo od kogo, gdyż w artykułach takiej informacji brak. W publikacjach rzeczy ważne przemieszane są z niepoważnymi. Autorem tych artykułów był dotąd właśnie Mateusz Zarembowicz. 

 

Szokująca odpowiedź

 

Zarembowiczowi przypomnieć trzeba standardy pracy dziennikarskiej. Pisząc o kimś krytycznie, należy poprosić go o wypowiedź i zadać mu pytania. I tak też postąpiłem w przypadku Zarembowicza. Wiedząc, że moje źródło wskazuje go jako tajemniczą osobę, przelewającą nieznaną substancję przed siedzibą GPW, zadzwoniłem do niego. Nie odebrał. Odpisał na telefonie, że nie może rozmawiać. Prosi o SMS.

Zrobiłem jak poprosił. Mój SMS brzmiał następująco: „Dzwoniłem w sprawie Pana wczorajszej wizyty pod GPW. Mojego rozmówcę zdziwiło, że miał Pan rękawiczki na dłoniach i przelewał Pan coś w nich. Proszę o kontakt”.

Odpowiedź zwaliła mnie z nóg. Sam przecież nie raz wlewałem do auta płyn do spryskiwaczy. Zawsze wtedy mam rękawiczki ochronne, których kilka wożę w samochodzie. I tego przecież mogło dotyczyć moje pytanie. Ale w odesłanym SMS Zarembowicz napisał coś niesamowitego:

„W kwestii Pańskich pomówień został powiadomiony mecenas grupy Polska Press. Sprawa zostanie skierowana na policję”.

 

Warszawiak i jego przeszłość 

 

Odpowiedź ta była tak „niedziennikarska”, że nie da się tego pozostawić bez komentarza. Jako dziennikarz pracuję już wiele lat. Po kilka w „Dzienniku Zachodnim”, „Super Expressie”, „Wieczorze”, „Trybunie Śląskiej”, „Wprost”, „Nie”. Nigdy – powtarzam – nigdy nie spodziewałbym się takiej reakcji ze strony dziennikarza. Gdyż rolą i obowiązkiem dziennikarza jest pytać. Każdy dziennikarz to wie, ponieważ zadawanie pytań to dziennikarskie abecadło. 

Czy więc Mateusz Zarembowicz, autor artykułów dyskredytujących marszałka, a w efekcie bijących w koalicję w sejmiku śląskim, która odebrała PiS władzę w województwie śląskim, naprawdę jest dziennikarzem? Czy Zarembowicz to dziennikarz? A jeśli tak, to od kiedy? Po otrzymaniu tego szokującego SMS-a zacząłem sprawdzać. I zebrałem zaskakujące informacje.

Okazuje się, że Zarembowicz to rodowity warszawiak, który z prasą na Śląsku nie miał nic wspólnego. Ale też nie da się znaleźć żadnego innego dorobku dziennikarskiego Zarembowicza w Polsce, poza artykułami jakie zaczęły ukazywać się pod jego nazwiskiem w „Dzienniku Zachodnim”. Wcześniej wiadomo o nim tyle, że nie wypłacił pieniędzy należnych ludziom, z którymi pozawierał umowy.

Zarembowicz ma aż dwa swoje profile na LinkedIn, który to portal skupia osoby poszukujące pracy i poszukujące pracowników. Wartością tego portalu jest to, że można się tu zapoznać z dorobkiem zawodowym osób mających tam konta, przebiegiem pracy, zajmowanymi w przeszłości i teraźniejszości stanowiskami. Na starszym profilu w zasadzie nic nie ma. Jest tam tylko jedna informacja, że człowiek o tym imieniu i nazwisku to prezes w Fundacji Polski Jazz. Nie wiadomo czy należy go kojarzyć z drugim Zarembowiczem z „Dziennika Zachodniego”. A należy, gdyż to ta sama osoba a jego działalność w fundacji zaowocowała listem otwartym muzyków, którym nie zapłacił za grane na jego zlecenie w całej Polsce koncerty. O tym za chwilę.

Na drugim profilu Zarembowicz przedstawia siebie jako „dziennikarza Dziennika Zachodniego, Polski Press Grupy”. O dziwo na tym jego dziennikarska kariera tutaj się urywa. Poza „Dziennikiem Zachodnim” nic nie ma. Jednocześnie jako „dziennikarz Dziennika Zachodniego” wskazuje on tutaj następującą miejscowość: „Warszawa, Woj. Mazowieckie”.

 

Co jest grane?

 

Gdzie Warszawa, a gdzie Śląsk i „Dziennik Zachodni”? Wszystko to kupy się nie trzyma. Dlaczego potrzeba człowieka aż z Warszawy, by pisać o marszałku śląskim, skoro „Dziennik Zachodni” dysponuje całkiem pokaźnym zespołem dziennikarzy? Mieszkańców tego regionu?

To wszystko, wraz z szokującym SMS-em, w którym Zarembowicz straszy mnie policją za to, że mu zadałem pytania, kazało sprawdzić, skąd wziął się on w „Dzienniku Zachodnim” – co było wcześniej? Zamiast na inne tytułe prasowe trafiłem na artystów jazzowych. Jeszcze w 2019 roku Mateusz Zarembowicz nie pisał artykułów, ale działał w branży muzycznej. To właśnie on był prezesem Fundacji Polski Jazz. 

Udało nam się porozmawiać z kilkoma muzykami, z którymi wtedy współpracował. Nasi rozmówcy czują się pokrzywdzeni, gdyż nie dostali pieniędzy za wykonane koncerty. Sprawa była nawet głośna w środowisku jazzowym. Do dziś można przeczytać list otwarty adresowany w maju 2019 r. do fundacji Mateusza Zarembowicza, a podpisany przez ośmioro muzyków. Czytamy w nim: 

„…pragniemy wyrazić swoje ubolewanie oraz sprzeciw wobec praktyk Fundacji Polski Jazz, reprezentowanej przez prezesa – Pana Mateusza Zarembowicza…” (…) 

„Przed wyruszeniem w trasę koncertową, każdy z nas podpisał wynegocjowaną wcześniej umowę na konkretną ilość koncertów, na ściśle określonych warunkach”. (…) 

„Przez wzgląd na szacunek do samych siebie, pragniemy pominąć późniejszą żenującą historię nieodbieranych telefonów, lekceważonych ponagleń do zapłaty wysyłanych przez prawnika, blokowania naszych numerów telefonów… 

W kwietniu otrzymaliśmy zapewnienie o otrzymanych dwóch dotacjach (na łączną kwotę 215 tyś.zł) i wypłatach naszych honorariów na początku maja. Niestety w pierwszych dniach maja usłyszeliśmy następne tłumaczenia i kolejne obietnice bez pokrycia”. (…)

„…wynagrodzenia nie otrzymał żaden z 7 zespołów (łącznie 49 koncertów)”. „…nie potrafimy zrozumieć tego rodzaju skandalicznych praktyk…” (…) „chcemy przestrzec przed dalszą współpracą…” 

Cały ten list otwarty pod artykułem. Wraz z nim publikujemy ówczesne oświadczenie podpisane przez Zarembowicza i przez drugą osobę – wiceprezesa fundacji. 

Jak również oświadczenie Instytutu Muzyki i Tańca, który to Instytut dementował fakt rzekomej współpracy i wsparcia finansowego fundacji Zarembowicza, i zaprzeczał jakoby działalność Fundacji Polski Jazz objął swym honorowym patronatem.

Zarembowicz (i druga osoba z kierownictwa fundacji) twierdzili, że liczyli na dotację z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, gdyż taką dotację fundacja Zarembowicza otrzymała rok wcześniej i wówczas pokryła ona 30 proc. kosztu koncertów. 70 proc. pokryły wpływy z biletów. Kolejna dotacja nie została przyznana a ta negatywna decyzja nadeszła na krótko przed terminami koncertów, dlatego ich nie odwołano.

Zarembowicz (i jego zastępca) zapewniali: „robimy wszystko, aby jak najszybciej móc uregulować wszystkie należności”. To oświadczenie pochodzi z maja 2019 r. ale nasi rozmówcy – muzycy – twierdzą, że do dziś nie dostali należnych im pieniędzy. Oczywiście mogą nie mówić prawdy. Toteż Zarembowicz dostał ode mnie pytania również o tę kwestię. 

Dziś jest on likwidatorem Fundacji Polski Jazz, więc powinien coś o tym wiedzieć. Na razie wiedzą tą ze mną się nie podzielił. 

 

Pytania bez odpowiedzi

 

Wracając do szokującego SMS-a, którego do mnie wysłał, strasząc mnie policją i prawnikiem Polska Press. Jakiś czas później zmienił zdanie i mi odpisał, że prosi o e-mail z pytaniami. W kolejnej wiadomości SMS podał swój adres mailowy.

Pytania otrzymał w poniedziałek 17. kwietnia wieczorem. Pytałem go o to czy to on był w niedzielę 16. kwietnia przed siedzibą GPW, po co tam był i czy mieszał tam jakąś bądź jakieś substancje. A jeśli to czynił, to po co?

Chciałem również dowiedzieć się od niego od kiedy jest dziennikarzem. Prosiłem, by wymienił tytuły prasowe, z którymi był związany. Prosiłem o tytuły 20 publikacji, z których jest dumny, a które powstały przed jego dokonaniami w „Dzienniku Zachodnim”. Uznałem te pytania za ważne, skoro ten człowiek ma już 49 lat a pierwsze jego artykuły, o jakich wiadomo, ukazały się dopiero w „Dzienniku Zachodnim”.

Na pytania te Zarembowicz do dzisiaj nie odpowiedział (sobota 22 kwietnia). Ani na szereg innych, wysłanych tym samym e-mailem (17 kwietnia).

Milczał również w reakcji na prośby o potwierdzenie czy pytania te do niego dotarły, czy nie. Ale wiem, że jednak je przeczytał. Oto bowiem w „Dzienniku Zachodnim” ukazał się artykuł: „Samochód pod GPW i kuriozalne pytania. Ktoś chce uciszyć dziennikarza DZ?”. Niektóre z tych pytań są tam cytowane.

 

Wniosek o informację publiczną

 

Przemilczane zostały natomiast inne pytania, które zadałem Zarembowiczowi – już jako likwidatorowi Fundacji Polski Jazz w Likwidacji. Tym razem zostały one skierowane do niego w trybie dostępu do informacji publicznej. 

Pytania te wysłałem e-mailem (plik PDF podpisany podpisem zaufanym) oraz tradycyjną pocztą (priorytet). E-mail z pismem w trybie dostępu do informacji publicznej został do do Zarembowicza wysłany w czwartek 20 kwietnia. Ustawowo ma on 14 dni na odpowiedź. Pytałem w nim czy list otwarty muzyków z 2019 r. zawiera prawdziwe twierdzenia a jeśli nie to czy Zarembowicz podjął jakieś działania, by te ich twierdzenia sprostować. Pytałem też o to czy koncerty były biletowane i jakie kwoty za zagrane koncerty trafiły do muzyków.

 

Od 2019 roku na Śląsku

 

Na Twitterze (ale także na portalach związanych z Polska Press) Zarembowicz pisze o sobie: „Rodowity warszawiak, na Śląsku od grudnia 2021”. To zaś nasuwa skojarzenie z sytuacją, która jakiś czas temu miała miejsce po drugiej stronie Polski. TVP Info oddelegowała z Warszawy dziennikarza, którego zadaniem było chodzenie z kamerą krok w krok za prezydentem Gdańska Pawłem Adamowiczem. Adamowicz miał zwyczaj chodzić na piechotę do pracy. Warszawiak z TVP Info za nim. Adamowicz uprawiał jogging lub jeździł na rowerze. Warszawiak z TVP Info to nagrywał. Adamowicz spotykał się z mieszkańcami. Warszawiak z kamerą też miał to dokumentować. 

Są oczywiście różnice. Zarembowicz nie używa kamery. I nic nie wiadomo o tym, by chodził za marszałkiem trop w trop. Ale i w jednym, i w drugim przypadku mamy do czynienia z sięgnięciem po człowieka z zewnątrz. Przy czym w przypadku Śląska wszystko na to wskazuje, że sięgnięto po kogoś bez dziennikarskiej przeszłości. Dlaczego? To jest pytanie do prezes Polski Press Doroty Kani, które jej zamierzam zadać. 

Jeszcze raz trzeba podkreślić, że dopóki marszałek Chełstowski był w szeregach PiS, to „Dziennikowi Zachodniemu” ani on, ani jego otoczenie nie wadzili. Stało się tak dopiero, gdy przeszedł na stronę opozycji. Gdy zaczął głosować wraz z PO czy Lewicą. Wtedy na Śląsku pojawił się wysłannik centrali medialnego koncernu, stanowiącego własność Orlenu. 

 

Pytanie do radnych i parlamentarzystów

 

Do radnych wojewódzkich, ale przede wszystkim do parlamentarzystów kieruję prośbę o pomoc w odpowiedzi na następujące pytanie: Po co Orlen kupił Polskę Press? Bo wyniki finansowe gazet nie wskazują na to, by był to opłacalny ruch biznesowy. Szczególnie, że era mediów papierowych się kończy.

Polska Press to 54 tytuły prasowe oraz 600 serwisów internetowych. Flagowe tytuły: „Dziennik Zachodni”, Dziennik Łódzki”, „Dziennik Bałtycki”, „Głos Wielkopolski”, „Gazeta Wrocławska”, „Gazeta Krakowska”, „Dziennik Polski”, „Gazeta Wrocławska”, „Kurier Lubelski”, „Nowiny 24”, „Gazeta Pomorska”, „Express Bydgoski”.

 

Mateusz Cieślak

 

***

 

Poniżej cytowane w artykule oświadczenia (za jazzpress.pl).

 

List otwarty muzyków

 

„Pragniemy wyrazić swoje ubolewanie oraz sprzeciw wobec praktyk Fundacji Polski Jazz”

 

W imieniu niżej podpisanych muzyków, pragniemy wyrazić swoje ubolewanie oraz sprzeciw wobec praktyk Fundacji Polski Jazz, reprezentowanej przez prezesa – Pana Mateusza Zarembowicza oraz wiceprezesa – Pana Piotra Matlę.

 

Z oficjalnej strony Fundacji wynika, iż „Polski Jazz 360° to projekt sieci koncertowej zorganizowanej przy współpracy z Instytucjami Kultury z całej Polski, którego celem jest popularyzacja polskiej muzyki jazzowej. Zamiarem Fundacji jest dostarczenie publiczności wydarzeń artystycznych najwyższej próby, a także przybliżenie odbiorcom tego co aktualne w polskiej muzyce jazzowej, która zyskała uznanie i szacunek na całym świecie”. Niestety za szczytną ideą stoją przykre dla muzyków okoliczności, a wspomniany w założeniach szacunek wobec muzyków, nie należy do praktyk stosowanych przez Fundację, co tym bardziej dziwi, iż Patronem Honorowym części przedsięwzięć były: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Instytut Muzyki i Tańca oraz Narodowy Instytut Audiowizualny.

 

Przed wyruszeniem w trasę koncertową, każdy z nas podpisał wynegocjowaną wcześniej umowę na konkretną ilość koncertów, na ściśle określonych warunkach. Każdy koncert niósł za sobą nasze stuprocentowe zaangażowanie, profesjonalizm oraz walory artystyczne.

 

Byliśmy pewni dotrzymania warunków umowy i otrzymania honorariów. Przez wzgląd na szacunek do samych siebie, pragniemy pominąć późniejszą żenującą historię nieodbieranych telefonów, lekceważonych ponagleń do zapłaty wysyłanych przez prawnika, blokowania naszych numerów telefonów… W kwietniu otrzymaliśmy zapewnienie o otrzymanych dwóch dotacjach (na łączną kwotę 215 tyś.zł) i wypłatach naszych honorariów na początku maja. Niestety w pierwszych dniach maja usłyszeliśmy następne tłumaczenia i kolejne obietnice bez pokrycia.

 

Z rozmów przeprowadzanych z innymi artystami, którzy podjęli współpracę z Fundacją Polski Jazz wiemy, iż zaległości w płatnościach sięgają stycznia roku 2019, wynagrodzenia nie otrzymał żaden z 7 zespołów (łącznie 49 koncertów).

 

W dniu 21.maja otrzymaliśmy ostatecznie pismo (z błędną datą – 21.czerwca 2019 roku), którego treść potwierdza nasze wcześniejsze obawy dotyczące braku funduszy, fałszywych zapewnień, a przede wszystkim, organizację koncertów bez pokrycia finansowego: „(…)Fundacja Polski Jazz na dzień dzisiejszy, nie ma możliwości spłacenia swoich zobowiązań. Przez ostatnie miesiące organizowaliśmy trasy koncertowe, licząc, że spłacimy nasze zobowiązania natychmiast po otrzymaniu dotacji (…) W majątku trwałym posiadamy jedynie jeden aparat i stary komputer (…)”.

 

Wiedząc jak bardzo Fundacja Polski Jazz oparta jest na współpracy z artystami i centrami kultury, nie potrafimy zrozumieć tego rodzaju skandalicznych praktyk i pragniemy wyrazić swój sprzeciw wobec takiego traktowania muzyków. Mając świadomość, że wiele klubów i domów kultury rozlicza się z Fundacją Polski Jazz, a nie bezpośrednio z artystami, chcemy przestrzec przed dalszą współpracą oraz uświadomić nasze środowisko kulturalne, którego wszyscy jesteśmy częścią, jak poważny jest to problem.

 

Zbigniew Chojnacki, Anna Gadt, Mateusz Gawęda, Krzysztof Gradziuk, Grzegorz Pałka, Stefan Raczkowski, Radek Wośko, Alan Wykpisz”

 

***

 

Oświadczenie Instytutu Muzyki i Tańca w sprawie Fundacji Polski Jazz z dnia 23.05.2019

 

„Szanowni Państwo, w odpowiedzi na przesłany list otwarty artystów z dn. 22 maja 2019 roku, uprzejmie informujemy, że Instytut Muzyki i Tańca nie współpracował i nie wspierał finansowo Fundacji Polski Jazz przy realizacji projektu „Polski Jazz 360°”. Jednocześnie informujemy, iż działalność Fundacji Polski Jazz nigdy nie była objęta patronatem honorowym Instytutu Muzyki i Tańca.

 

Z poważaniem

 

Alina Święs / Kierownik Działu Zarządzania Projektami Departament Muzyki”

 

***

 

Oświadczenie Fundacji Polski Jazz z dnia 24.05.2019

 

„Szanowni Państwo,

 

w związku z opublikowanym na stronie Jazz Forum listem muzyków zaangażowanych w bieżącym roku w sieć koncertową „Polski Jazz 360°”, pragniemy udzielić kilku wyjaśnień.

 

Sieć koncertową „Polski Jazz 360°” Fundacja zapoczątkowała w marcu 2018 r. Było to możliwe, dzięki dofinansowaniu z Programu Muzyka MKiDN, które pokryło blisko 30% kosztów projektu. Kolejne 70% pokrywały wpływy z koncertów, oraz środki własne Fundacji, które pochodziły z dochodów z innych projektów, które z sukcesem udało nam się zrealizować. W ramach projektu odbyły się 74 koncerty, kilkanaście tras koncertowych, udział w wydarzeniach wzięło ponad 4.600 osób. Dzięki naszej wytężonej pracy w samej drugiej połowie roku informacje o naszych koncertach trafiły do 7.000.000 osób (dane z niezależnej firmy monitorującej). Każdy koncert został średnio zapowiedziany w 10 publikacjach w niezależnych od nas mediach. Wartość projektu wyniosła 400.000 zł. W roku 2018 wszystkie zobowiązania w tym projekcie realizowaliśmy na bieżąco.

 

Dzięki Projektowi „Polski Jazz 360°” dotarliśmy z ofertą jazzową również do wielu miejsc, do których od 30 lat – od czasu przemiany ustrojowej, jazz nie docierał wcale. Pokazaliśmy, że w mniejszych miejscowościach jest popyt na muzykę jazzową. Otworzyliśmy na nią wiele instytucji kultury, które dzięki naszej inicjatywie, korzystnych warunkach jakie zaoferowaliśmy, zgodziły się podjąć ryzyko organizacji koncertów jazzowych.

 

W roku ubiegłym wniosek dotacyjny do Programu Muzyka otrzymał wysokie noty. Dlatego w listopadzie ponownie zdecydowaliśmy się ubiegać o dotację. Mając na koncie sukces, jakim niewątpliwie był „Polski Jazz 360°” w pierwszym roku swego działania, mieliśmy silne przesłanki, że także w tym roku otrzymamy dofinansowanie. Ponadto, chcąc w pełni zabezpieczyć honoraria artystów, postanowiliśmy, że będą pokrywane z dotacji, zaś pozostałe koszty będziemy opłacać ze środków pozyskanych z koncertów oraz od sponsorów prywatnych, o których usilnie zabiegamy. Czekając na rozstrzygnięcie podjęliśmy ryzyko i postanowiliśmy nie wstrzymywać projektu. W naszej opinii mieliśmy wszelkie przesłanki, by liczyć na pozytywne rozstrzygnięcie, po którym mieliśmy nadzieję uregulować zobowiązania. Spodziewaliśmy się go w drugiej połowie lutego. Niestety decyzję otrzymaliśmy dopiero z końcem marca. Ku naszemu zaskoczeniu, otrzymaliśmy decyzję odmowną. Pragniemy nadmienić, że przez cały ten czas na bieżąco informowaliśmy naszych wierzycieli o statusie całej sytuacji. Ich słowa otuchy, były dla nas w tym okresie istotnym wsparciem. Nie zgodziliśmy się z niską oceną strategiczną naszego Projektu – sukces 2018 r. potwierdzony twardymi danymi i wyczerpującą dokumentacją oraz setki pozytywnych opinii muzyków, szefów domów kultury a także samych słuchaczy upewnia nas w przekonaniu, że projekt ten ma sens oraz – co najważniejsze – duży wkład w rozwój polskiej sceny jazzowej. Także ze strony większości muzyków, którzy zagrali z nami od stycznia 2019 r. i oczekują na swoje honoraria spotkaliśmy się ze zrozumieniem zaistniałej sytuacji. Wspólnie oczekiwaliśmy na rozstrzygnięcie naszego odwołania…

 

Niestety 8 maja nadeszła ponowna decyzja odmowna. Od razu odwołaliśmy czerwcowe koncerty wiedząc, że nie będziemy mogli zapewnić za nie wynagrodzeń muzyków. Niestety było to na 3 dni przed rozpoczęciem kolejnej trasy, której ze względu na tak krótki czas, nie mogliśmy już odwołać. Niemniej jednak po zakończeniu trasy 20 maja poinformowaliśmy naszych wierzycieli o zaistniałej sytuacji oraz o tym, że nie złożyliśmy broni, i w chwili obecnej finalizujemy rozmowy z istotnymi sponsorami biznesowymi, o których zabiegaliśmy jeszcze w 2018 r. Zapewniliśmy także listownie wszystkich czekających na swoje gaże artystów, że o ile na ten moment Fundacja nie jest w stanie uregulować swoich zobowiązań, to staramy się z całych sił o uzyskanie dotacji ze środków niepublicznych, zamierzamy także realizować pozostałe projekty i wszelkie zobowiązania będziemy regulować systematycznie w miarę pozyskiwania sponsorów lub zysków z innej działalności. Z całego serca przeprosiliśmy ich za całą sytuację oraz poprosiliśmy o dalszą cierpliwość. To fragment tego listu mieli Państwo okazję przeczytać w publikacji na łamach Jazz Forum.

 

W pełni rozumiemy rozgoryczenie i zniecierpliwienie części muzyków. Zapewniamy, że także my od początku tego roku nie pobieramy za swoją pracę żadnych wynagrodzeń. Jest nam niezmiernie przykro z powodu zaistniałej sytuacji i nadszarpnięcia zaufania artystów. Ponownie chcemy zapewnić, że mimo wszelkich perturbacji robimy wszystko, aby jak najszybciej móc uregulować wszystkie należności. Aby mogło to nastąpić nie możemy jednak składać broni – zakończenie działalności Fundacji byłoby nie tylko stratą dla nas oraz niewątpliwie także dla naszych beneficjentów, ale co gorsza naszych wierzycieli. Byłoby to także sprzeczne ze wszystkimi ideami, które przyświecały stworzeniu projektu Polski Jazz 360° – a więc poszerzeniu grupy odbiorców jazzu i zapewnienie artystom możliwości grania większej ilości koncertów, w lokalizacjach, które na jazzowej mapie Polski nie były od 30 lat.

 

Chcemy podziękować muzykom, którzy okazali nam zrozumienie oraz wszystkim, którzy skierowali do nas słowa wsparcia. Rozumiemy także irytację osób, które straciły cierpliwość. Jest nam z tego powodu niezmiernie przykro. Ponownie zapewniamy jednak, że zaistniała sytuacja nie jest wynikiem nadużyć, a jedynie sprzężeniem niedoskonałości systemu grantowego oraz naszej naiwności. Zapewniamy, że w tej sytuacji chcemy zachować pełną transparentność i możemy udostępnić do wglądu osobom zainteresowanym zanonimizowaną dokumentację finansową Fundacji.

 

Łączymy wyrazy ubolewania i szacunku,

 

Mateusz Zarembowicz Prezes Fundacji Polski Jazz

 

Piotr Matla Vice Prezes Fundacji Polski Jazz”