Jak go naprawili?
12 stycznia 2018Samolot, który kilka dni temu uległ wypadkowi podczas lądowania na Okęciu, wcześniej został uszkodzony w Pyrzowicach.
I oczywiście najważniejsze pytanie: Jak PLL LOT dba o bezpieczeństwo pasażerów?
Jako pierwszy sprawę ujawnił były minister sprawiedliwości Borys Budka. Był on świadkiem uszkodzenia tego właśnie bombardiera, który omal nie roztrzaskał się o pas startowy Okęcia. Przypomnijmy, że w bombardierze lecącym z Krakowa do Warszawy nie otworzyło się całe podwozie. Samolot lądował bez przedniego koła, które zacięło się i nie wyszło na zewnątrz kadłuba.
Budka na Twitterze: „Ten sam samolot został 6 grudnia uszkodzony przez obsługę naziemną na lotnisku w Pyrzowicach – uderzono wózkiem w przednie koło. Ze względu na wibracje pilot odmówił startu. Po 3 godzinach został naprawiony. Jak widać nieskutecznie. Dobrze, że nie skończyło się tragedią”.
Temat podjęła jedna z lokalnych gazet. Katowice Airport potwierdza, że taki incydent miał miejsce. To jednak nie pracownicy naszego portu lotniczego doprowadzili do tej sytuacji.
PLL LOT również potwierdziło, że doszło do kraksy wózka i samolotu. Następnie jednak samolot miał być przywrócony do stanu pełnej sprawności, a zdarzenie to „mało prawdopodobne, by miało wpływ na to, co stało się w środę”.
Przyczyny wypadku, do którego doszło wieczorem 10 stycznia na Okęciu, bada specjalna komisja. Pasażerowie samolotu pożegnali się już z życiem i rozinami. Wyszli z tego jedynie dzięki umiejętnościom pilotów.
Fot. Bombardier Dash 8-Q400 Fanpage, WL.